/.../Podróż koleją ze
Lwowa trwa 12 godzin, o ile wyjeżdża się o 10 3/4 wieczór, lub
9 godzin, o ile wyjeżdża się o 6-tej rano. Po przyjeździe do Vissovólgy zaczyna się najprzykrzejsza część podróży - jazda
powozem do wsi Borszy, oddalonej od stacyi kolejowej 67 km. Za
fiakry służą stare landary mogące wygodnie pomieścić 5 osób ;
taryfy stałej niema, lecz przeciętnie płaci się 3-4 koron od
osoby. Zamawiać ich nie potrzeba - jest ich zawsze na stacyi
kilkanaście, nawet kilkadziesiąt, to też o pasażerów staczają
się formalne walki; furmani, wyłącznie Żydzi, władają lichą
niemczyzną ; w sobotę fiakrów niema. Najpiękniejszą partyą
drogi, biegnącej doliną Wyszowa, jest jej część pierwsza, z
Vissovólgy do oddalonej o 8 km ruskiej wioski Bystrej. Wąwóz
Wyszowa w tej części jest bardzo malowniczy - z obu stron skały
zbiegają do łożyska rzeki, tak, że dla gościńca zawieszonego
kilkadziesiąt metrów nad poziomem wody, musiano budować sztuczne
podmurowanie i przekopy ; w połowie drogi na lewo stoi samotny
obelisk w miejscu,
gdzie przed kilku laty rumuńscy bandyci, celem obrabowania
poczty, napadli i zamordowali pocztyliona i towarzyszącego
poczcie żandarma. W Bystrej gościniec przechodzi na lewy brzeg
Wyszowa; dolina się rozszerza a od północy ukazują się nagie
wierzchołki Marmaroskich Karpat (Pop Iwan 1940 m). Wysłów
stanowi tu granicę etnograficzną, zaczynają się wsie rumuńskie.
Zaraz w pierwszej z nich, Pet- rowie spotykamy typy wręcz
odmienne strojem i wyglądem; mężczyźni smukli, długowłosi, z
orlimi nosami, w małych czarnych kapeluszach, ozdobionych
muszelkami, przypominających nasze zakopiańskie, i bardzo
szerokich płóciennych spodniach; kobiety w krótkich spódnicach,
bardzo głęboko gorsowanych koszulach o króciutkich rękawach i w
haftowanych gorsetach zachowują się wobec przejezdnych z
niespotykaną u hucułek zalotnością; w oknach chat i w czasie
pracy w polu wszędzie widzi się ich kokieteryjne uśmiechy i
spojrzenia.
Inni ludzie, inne
usposobienia, inne temperamenty. A i zewnętrzny wygląd wsi
zupełnie inny : piękne drewniane chaty o gankach i opartych na
charakterystycznie zdobionych słupach ; ornamentyka ludowa widna
najlepiej na bogato rzeźbionych kramach wjazdowych na
dziedzińce, stanowiących ozdobę każdego okazalszego
domostwa./.../
/...../ Jeden jest
tylko łącznik między oboma brzegami Wyszowa i zamieszkującemi go
narodami - Żydzi. Rojno od nich wśród Rusinów, a jeszcze rojniej
wśród Rumunów; nie widziałem ich nigdzie stłoczonych w takiej
masie nawet po wsiach, jak w tym kącie Marmaroskiego
komitatu./..../
/.../Za Leordiną
wracamy znowu na brzeg prawy Wyszowa; ku północy widać dolinę
rzeki Ruskowej i nad nią szczyty Farkaula (1960 m), Michajlekula
(1921 m), oraz chaty żydywsko-huculskiej wioski Ruskowej (oficyalnie
>Vissóoroszi Rusini Wyszowiańscy<)/.../
/.../Po przejechaniu
jeszcze kilku wiosek rumuńskich stajemy na półtoragodzinny popas
w brudnem, węgierskim pokostem powleczonem, żydowsko-rumuńskiem
miasteczku Visieu de susu (Górny Wyszów, Felso Vissó) gdzie
należy się zaopatrzyć w wszelkie zapomniane artykuły, gdyż w
Borszy niczego dostać nie można. Pozostaje nam jeszcze 23 km
drogi po ośmiogodzinnej podróży powozem stajemy w B o r s z y.
Jest to ogromna wieś rumuńsko - żydowska, leżąca u stóp
Pietrosza, oddalonego stąd nie więcej jak 8 km w prostej linii.
Przedstawia się on stąd niezwykle majestatycznie, co stanie się
łatwo zrozumiałem, gdyż Borsza leży 665 m nad morzem, więc
Pietrosz góruje nad nią niemal 1700 m, zatem przeszło o 1/3
więcej niż Giewont nad Zakopanem.
W Borszy zajazdu nie
ma - przyjezdni mogą nocować u kowala Niemca, Wenzla Schmidta.
Ma on dla gości dwa łóżka i kanapę - o ile wycieczka jest
liczniejsza muszą się pozostali mieścić na podłodze. Za
poprzedniem zamówieniem można też dostać ciepłe potrawy (w
Borszy jest poczta i urząd telegraficzny).
/.../Na Przysłopie
(1418 m; znajdują się trzy zabudowania; koszary węgierskiej
żandarmeryi, żydowska karczma i domek dróżnika Rusina; wszędzie
można przenocować, dostać chleba i mleka./..../
/.../Kto chciałby się
zaopatrzyć w prowiant lub inne przybory potrzebne do podróży,
nie dostanie ich tutaj, musi podążyć jeszcze 7 klm gościńcem
doliną Valea Izvorul do miasteczka R o d n a V e c c h i a
(Stara Rodna, O-Radna). Kiedyś osada niemiecka Rodenan, dziś
zupełnie zrumunizowana, liczy niespełna 5000 mieszkańców prawie
wyłącznie Rumunów ; żywioł urzędniczy madziarski, kilkadziesiąt
rodzin żydowskich i niemieckich trudni się handlem i przemysłem.
Przenocować i zjeść można w gospodzie Augusta Pfeiffera. Z
dawnej świetności miasta, zniszczonego w r. 1242 przez Tatarów,
a potem znowu podupadłego w 18 wieku, pozostało kilka ruin i
kościołów.
Stara Rodna jest
ostatnią stacyą kolei idącej z Siedmiogrodu doliną Samosza.
Ktoby jednak chciał stąd powrócić koleją do Galicyj, musiałby
kołować ogromnie, przesiadać się wiele razy, i nie mógłby w
ciągu doby dostać się do Lwowa. Natomiast komu by nie zależało
na czasie, może stąd przedsiębrać wycieczkę koleją bardzo ładną
doliną Samoszu do Naseud (Naszod); po drodze przejeżdża się
przez miejsce kąpielowe D o m b h a t (3 klm za Rodną) ;
znajdujące się tu źródło alkaniczno-słone wypływa ze szczytu 6 m
wysokiego stożka, utworzonego przez wapienny namuł, wydzielany
ze źródła ; istnieje tu hotel o 90 pokojach i kilka will. Cena
pokoju od 1 kor. 60 h. do 4 kor. dziennie ; kąpiel ciepła 80
hal., zimna 20 hal./.../
/.../W tej okolicy w
Samoszu i jego dopływach płukano dawniej złoty piasek, czego
ślady spotykamy jeszcze w kilku miejscach./.../
/.../Tak się
przedstawia tura zaczynając od Węgier. Zaczynając zwiedzenie Alp
Rodniańskich od Bukowiny dojeżdżamy koleją do J a k o b e n
(pociąg wychodzący ze Lwowa o 10.30 wieczór staje w Jakobenach o
3 ciej po poł., przesiada się raz w Hatnie), górniczej osady
niemiecko-rumuńskiej w dolinie Złotej Bystrzycy, skąd podążamy
29 klm wspaniałym gościńcem wiodącym malowniczą i bardzo dziką
doliną Złotej Bystrzycy do Kirlibaby. Furmanek na dworcu nie ma,
można je dostać we wsi u kolonistów niemieckich ; cena jazdy 3
kor. od osoby.
K i r 1 i b a b a
jest to wieś rusko - rumuńsko - niemiecka (jest też kilka rodzin
polskich n. p. kowal), której oryginalna nazwa przypomina, że
Bukowina przez długie wieki zostawała pod tureckimi rządami.
Znajduje się tu bardzo porządna jednopiętrowa gospoda >Deutsches
Gasthaus<, w której można wygodnie przenocować i zaprowiantować
się. Także w położonej na drugim brzegu rzeki węgierskiej wsi
Ludwikowcach (Ludwigsdorf, Lajósfalva) znajduje się porządny dom
gościnny. We wsi kilka sklepów; są nawet kartki z widokami.
Poczta austriacka w Kirlibabie, węgierska w Ludwikowcach (uważać
na marki!). Kirlibaba leży na poziomie 930 m nad morzem zatem
100 m wyżej niż Zakopane/.../.
/../D o r n a W a t
r a, jest to największe bukowińskie miejsce kąpielowe, gdzie w
sezonie bywa około 6.000 gości. Na deptaku słyszeć tu można
najrozmaitsze języki ; niemiecki, rumuński, ruski, polski,
węgierski - ale podobnie jak w naszej Krynicy, tak i tu króluje
żargon. Hoteli dużo i elegancko urządzonych, równie jak
restauracyi. W pośród dużego parku stoi ładny kursalom przed
którym rano i wieczorem przygrywa wojskowa orkiestra z Bystrzycy
Węgierskiej./..../
/.../Dziwnie to
twardy, wytrzymały i zahartowany naród, ci tutejsi górale
rumuńscy - cywilizacya i kultura nie rzuciła jeszcze na nich
najlżejszego śladu. Odziani w czarne, tłuszczem wysmarowane
koszule i takież, spodnie, długowłosi, nieczesani, brudni robią
wrażenie legendarnych rozbójników i przedstawiają typy, jakich w
Tatrach się już nie spotyka. Ich obyczaje również prymitywne,
jak i wygląd zewnętrzny, a powszechnie przyjęte i uznane zasady
moralności nie mają tu najmniejszego zastosowania - pewnego
wieczoru n. p. w karczmie na Gura Fantena przed Przysłopem
byliśmy świadkami scen, jakie urządzać publicznie było w
zwyczaju chyba w epoce krzemienia niepolerowanego.
Turyści pojawiają się
tu tak rzadko, że każdy obcy wzbudza u juhasów podejrzenie, czy
nie jest rozbójnikiem, który chce zrabować bydło, albo co gorzej
Madiarem urzędnikiem, których tu nienawidzą; stąd zazwyczaj po
pojawieniu się przed szałasem doznaje się dość chłodnego
przyjęcia, a dopiero po wyjaśnieniach chociażby na migi
udzielonych, wśród których naturalnie słowo >Polonii<(Polacy)
odgrywa dominującą rolę, rozjaśniają się oblicza gospodarzy,
otwierają szałasy i wysuwają sagany z owczem mlekiem. Zapłatę
biorą, ile się da pod tym względem nie są jeszcze zepsuci i nie
wymagają wiele./.../